Strona:PL Wilk, psy i ludzie. W puszczy (Dygasiński).djvu/134

Ta strona została uwierzytelniona.

może ze dwudziestu głów, prowadził właśnie po trakcie zwierzęcym, którędy człowiek przed trzema godzinami szedł w milczeniu, wódz-wilk, roślejszy od innych. Zdawało się, że te zwierzęta biegną teraz za tropami człowieka uśpionego w dębie. Kiedy wódz miał już wyjść z gąszczu na polankę, zatrzymał się nagle, jakby coś zoczył, posłyszał, czy zwietrzył; nawet pochylił się nieco, rzucając w stronę dębu przenikliwe spojrzenia, a przytem pilnie nasłuchując. Cała gromada naśladowała go mniej więcej i zachowała uroczyste milczenie... Wódz przezornie począł się wysuwać z gęstwiny, delikatnie stawiając nogę za nogą, jak wyżeł, podchodzący do szaraka w kotlinie. Kiedy wilk nareszcie przyszedł do dębu, począł go obwąchiwać wkoło, ale nagle odskoczył, bo wewnątrz pnia coś warknęło. Stanąwszy teraz w odległości jakich dziesięciu kroków, cała zgraja wilków z nastawionemi uszami i świecącemi oczami wpatrywała się w dąb niedowierzająco. Nareszcie jeden z nich przysiadł na tyle ciała i zawył przeraźliwie, niektóre go naśladowały. Niebawem nadbiegła inna gromada; zewsząd w gąszczu ukazywały się łby wilcze. Wycie stawało się coraz ogólniejsze.
Ktoby się wpatrzył był dobrze w pień dębu, dostrzegłby, iż na tym pniu znajdował się otwór wielkości kurzego jaja, niby wypróchniała dziupelka, dosyć nieznacznie wśród mchu umieszczona. Z owego otworu wysunął się teraz ubity zwitek mchu, widocznie zatyczka, której nie można było wciągnąć ku wewnątrz. Prawdopodobnie mieszkaniec dębowej chaty przyglądał się wyjącym wilkom, może obliczał ich ilość. Na wyrzucony kłaczek mchu wilki rzuciły się z zajadłością, wyrywały go sobie z paszcz, charcząc i zgrzytając zębami, poszarpały go na drobne części i rozrzuciły. Potem z wrzaskiem i zaciekłem szczekaniem przyskoczyły do dębu, wspinały się nań przedniemi łapami, zębami łupały korę i nadgryzały drzewo; lecz stary dąb, jakkolwiek spróchniały wewnątrz,