Strona:PL Wilk, psy i ludzie. W puszczy (Dygasiński).djvu/136

Ta strona została uwierzytelniona.

wilk stanął w płomieniach, a od niego zapaliły się włosy sąsiadów... Żywica rozlewała się, płonąc i zadając zwierzęciu dotkliwe męczarnie. Wściekły wilk, trapiony bólem, rozpychał swych towarzyszów gryzł ich, wyrywał się z tłumu, padł na śnieg i tarzał się, wydając jęki. Z wnętrza dębu wypadły nowe takie rozpalone świeczki, wypadały też żywiczne kulki, widocznie napełnione prochem strzelniczym, bo pękały, rozpryskując wkoło wrzącą żywicę. W gromadzie wilków wybuchły teraz straszne nieporządki: pieczone gorejącą żywicą, zwierzęta rzucały się w bólu na wszystkie strony, napadały na innych wilków, gryzły ich i kaleczyły wściekle. Takich poparzonych szaleńców porywały znów inne wilki, rozciągały i rozszarpywały. Wzorowa dotychczas solidarność zamieniła się w krwawy bój domowy, pełen rzezi. Najlepszą jest ta polityka, która sprawia, że nieprzyjaciel siebie samego bije.
A jednak zawzięte wilki długo nie odstępowały z pod dębu, liczba ich wzrastała nieustannie, nowe hufce przybywały z głębi puszczy. Napady na dąb powtarzano z taką samą, jeśli nie z większą jeszcze zajadłością. Mchu obdartego zębami, obłupanej kory, kawałków drzewa wyrwanego kłami — wszędzie było pełno.
Z okienka w dębie huknęło kilka jeszcze strzałów, od których zginęły nowe ofiary; wypadały nowe knoty i nowe kule, pękające niby granaty, których odłamki raziły wściekle, zwłaszcza, gdy się dostawały w oczy, lub ziejące paszcze.
Wreszcie, znużone walką, pokaleczone, poparzone wilki odstąpiły od szturmu; ale przedsięwzięły one widać prowadzić oblężenie w inny sposób, bo zasiadły teraz zdala wkoło dębu i rozpoczęły znów przerażające wycie na tem polu bitwy.
Atoli nie wszystkie owe żywiczne knoty i pękające kule trafiały w wilcze kudły; wiele ich spadło na ziemię, zasłaną trzaskami omszonej dębowej kory;