wyraźnie mówię, jak on ślachcic ze Strumiłowa, będzie temu siła roków, przyjeżdżał co niedziela do kościoła z córką swoją, tą oto błędną kobietą...
— A no, boć Strumiłów do naszej parafii rychtyk przynależy — wtrącił ktoś z boku.
— I bez co ona tak osialała? — pytali chłopi.
— Nie miała osialeć, kiej tam u nich źle się działo... Ślachcic skapiał, zabrali mu dobytek i Bóg wie, co się z nim stało!... Dopuszczenie boskie w tem było — mówił staruszek.
— Dyć mówiłi, jako się kochała z bratem naszego dziedzica i mieli iść do ożenku, ino on się kajś takoż zaprzepaścił, zginął bez słychu — powiedział Marcin.
— Aha, ten pan Stanisław Strojo... A bodajże cię, zabaczyłem na śmierć, jak się zowie — mówił jeden z chłopów.
— Tać się nazywa Strojomirski! — rzekł Marcin.
— Pedacie, Kwietniu, iże ten pan Stanisław zginął kajsik? — zapytywano staruszka.
— Kto to może wiedzić, zginął, nie zginął?
— Kiedy nie zginął, toby był tu — mówił Marcin. — A jakby był, to ten nasz stary nie chciałby takiej kupy ziemi; połowę musiałby oddać rodzonemu bratu.
— Juści oddałby!... Z dyabłem się podzielić, co on komu odda, skąpy, psianoga, ino mu grosz w łapie piszczy, tak ściska — mruczał staruszek.
— E, tamten miał być szczodry, że do rany przyłożyć... Pono się oba okrutnie nie lubili — powiedział znów Marcin.
— Wojna!... Wojna! — wykrzykiwała Marcycha, przebiegając wśród tłumu chłopów.
Wtem nadszedł Kukułka i zaczął wykładać, od jakich punktów w puszczy należy rozpocząć obławę.
— Ostęp ze starodrzewem dębowym — mówił — w ósmym rewirze leśnictwa przechowuje dzisiaj wil-
Strona:PL Wilk, psy i ludzie. W puszczy (Dygasiński).djvu/140
Ta strona została uwierzytelniona.