dzę, iż raz na zawsze zrywają się wszelkie stosunki pomiędzy nami, aczkolwiek blizko powinowatymi. Oczyść się, jeśli możesz!
W szlachetne serce dziedziczki Orłowej Woli ciężkim gromem uderzyło to „oczyść się, jeśli możesz!“
— A jeśli się ojciec nie oczyścił?... Jeśli się nie mógł oczyścić?.. Jeżeli tak skalanego nakryła mogiła?...
Wtem jakaś myśl błysnęła w głowie panny Leontyny. Natychmiast opuściła pałac i udała się do miejscowego plebana, sędziwego a powszechnie szanowanego starca. On to przy skonie pocieszał pana Kornela, on odebrał jego ostatnie zwierzenia z życia.
— Czy możesz pocieszyć bardzo srogo zranioną i dotkliwie cierpiącą duszę? — spytała Tynia.
— Mocno wierzę, iż dobra ufność w Boga skutecznie leczy nawet bardzo ciężkie cierpienia — odrzekł kapłan.
— Oto na duszy swojej noszę jakiś grzech wielki; zdaje mi się, że z tym grzechem na świat przyszłam, bo go sama nie popełniłam w życiu... W mocy twojej jest ulżyć mi, usunąć straszną wątpliwość!... Bóg chyba żąda od swych kapłanów, aby nieśli pociechę nieszczęśliwym — mówiła wśród łez panna Strojomirska.
— Więc powiedz, czego odemnie żądasz? — zapytał wzruszony starzec.
— Przychodzę cię błagać, bo przeczuwam, że będziesz niewzruszony!... Zaklinam cię na imię Tego, którego świętość i dobroć opowiadasz ludziom!... Użal się nad straszną dolą kobiety młodej, nieznającej świata z jego rozkoszą i występkiem, a przeczuwającej krzyże hańby!... Ojcze, opowiedz mi grzechy człowieka, któremu winna jestem życie, a oprócz życia, mienie, okupione może cudzem nieszczęściem, ludzkiemi łzami!... Ojcze, ja jestem słaba i hańby tej znieść nie mam siły!... Czyż to pojmujesz?