Teraz Tynia wybuchnęła gwałtownem łkaniem.
Ksiądz powiódł po dziewczęciu wzrokiem pełnym zdziwienia i rzekł z łagodnością.
— Panno Leontyno, ojciec powierzył ciężary swej duszy nie mnie, lecz Bogu. Ja przed Bogiem i na Jego imię przysiągłem, że według surowej sprawiedliwości będę ważył ziemskie czyny ludzi i tak postępuję. Ale niema żadnej siły na ziemi, któraby mnie zdołała rozgrzeszyć, gdybym się okazał wiarołomnym sługą swego Pana; przeto niema i potęgi takiej, coby mnie zniewoliła do zdradzenia tajemnic, już rozstrzygniętych przed sądem Boga.
— O, ojcze, miej litość nademną! Bóg jest lepszy, niż ludzie; On-by ci przebaczył trochę litości, okazanej mnie, biednej kobiecie! — powiedziała zgnębiona Tynia.
— Bóg jest samą miłością! — zawołał starzec z ożywieniem. — Pocóż się więc zwracasz do człowieka? Z prośbą i skargą swoją spiesz tam, gdzie cię nigdy nie spotka odmowa. Wszakże ja jestem tylko człowiekiem i spełniam tylko ludzkie powinności, do nich zaś należy szanować powierzone mi tajemnice bliźnich.
— Więc odejdę ztąd bez pociechy, zgnębiona cierpieniem, zwątpiwszy o czci ojca swego? Alboż dzieci nie powinny poprawiać rodzicielskich błędów? Czyż życie rodziców i życie dzieci nie jest jednem życiem, rzuconem tylko w różne czasy?
— Zło na świecie jest zawsze stare, a rzeczą szlachetności jest łagodzić nieszczęścia, oraz klęski, które się stały przed jej poczęciem. Jakąkolwiek krzywdę płacisz, jakiekolwiek cierpienia koisz, zawsze działasz gwoli uzacnieniu ludzkich dzieł na ziemi... Pomnij, że obowiązek zacnych uczuć obarcza każdego i za każdego. Sam przez się i za siebie nikt szlachetnym być nie może. Związek ludzi jest jeden, cały, nierozerwany, a o tyle święty, o ile każdy czło-
Strona:PL Wilk, psy i ludzie. W puszczy (Dygasiński).djvu/155
Ta strona została uwierzytelniona.