Strona:PL Wilk, psy i ludzie. W puszczy (Dygasiński).djvu/156

Ta strona została uwierzytelniona.

wiek czuje się być odpowiedzialnym za innych. Jest to religia ludzkości!
— Mówisz prawdę — szeptała Tynia. — Istnieje jedno olbrzymie nieszczęście, które łańcuchem opasuje całą ludzkość. Jest jedna wielka krzywda, a w jej sieciach jęczą wszyscy cierpiący... Przerwać jakiebądź ogniwo w łańcuchu nieszczęścia, ocalić kogobądź z otchłani cierpienia — to obowiązek dobrego serca, które w całej ludzkości bić powinno.




Upłynęło kilka dni znów po tej rozmowie Tyni z plebanem. Panna Strojomirska opuściła Orłową Wolę; powiadano, że z towarzyszką swoją wyjechała do Warszawy. Zbywa nam na źródłach, według których moglibyśmy śledzić jej życie tutaj. Uważamy jednak za konieczne przytoczyć ogłoszenie, jakie jednocześnie prawie obwieściły wszystkie czasopisma warszawskie:
„Prasa polska ma częstokroć sposobność notowania faktów ofiarności i filantropii; jednakże wysokie te uczucia nigdy podobno za naszej pamięci nie zaznaczyły się w sposób tak uderzający i przy tak zdumiewających okolicznościach, jak to wykazuje zapis, uczyniony przez pannę Leontynę Strojomirską, młodziuchną dziedziczkę Orłowej Woli. Szlachetna dama przeznaczyła ogromny majątek, bo przeszło dwumilionowy, na cele niesienia ulgi cierpiącym. Szpitale, ochronki, oraz zadania oświaty krajowej zwróciły na siebie główną uwagę ofiarodawczyni.“
Przez „zdumiewające okoliczności“ rozumiano zapewne młodociany wiek panny Leontyny.


KONIEC.