den nawet na bok uskoczył, wspiął się, czy też przy pomocy skoku pochwycił w paszczę gałęź, co ku dołowi opadała, począł nią trząść i szarpać, aż konar pękł. Miałem chęć dać mu naukę, ale z powodu gęstych gałęzi nie mogłem go wziąć na oko; tem trudniej zaś było strzelać do wilków, tuż pod gruszą będących; szkoda mi było marnować naboje. Przeziębnięty, prawie skostniały, wdrapałem się, jak można było najwyżej. Spojrzę po niebie, chwała Bogu, znać już tu i owdzie gwiazdeczki, przeszły widać główne śniegowe chmury, zaczynało się przecierać; pogoda następowała. Opatrzyłem strzelbę i szepcząc pacierz, wlepiłem oczy w ziemię. Teraz już mi się nie migało przed oczyma, śnieg bielił się wyraźnie i wyraźnie także czerniały cielska wilków. Strzelać jednak prosto z góry na dół nie było podobna; byłem bez oparcia żadnego i otoczony gałęziami na wszystkie strony. Wściekłość też wilków zmalała, bo nie słychać było już takiego zgiełku, jak przedtem. Dopiero jeden z nich jak zacznie wyć, a inne za nim, to cieńszym, to grubszym głosem. Niech Pan Jezus broni, co też to była za kapela!...
„Wypogodziło się, śnieg teraz błyszczał i okolicę widziałem daleko. Było mi raźniej w duszy. Wziąłem na cel największego muzykanta, wypaliłem... Wilczysko jak bomba podskoczyło w górę, zwracając ku mnie błyszczące ślepie... Poznałem go wtedy, był to wilkołak... Puścił się w pole ku wąwozowi, a za nim popędziło trzech innych, jak za wodzem. Nie miałem czasu nabić strzelby nanowo. Na placu pozostał tylko wilk, zwalony na śmierć od pierwszego strzału.”
Biedny Szymon ciężko odchorował opowiedzianą tu przygodę. A nie było to ostatnie jego spotkanie z wilkołakiem. Potwór ten najniespodziewaniej przebiegał nieraz drogę wpoprzek, kiedy strzelec nasz zwiedzał knieję; innym razem znów ukazał mu w gą-
Strona:PL Wilk, psy i ludzie. W puszczy (Dygasiński).djvu/22
Ta strona została uwierzytelniona.