dobrze nasłuchał kaczych rozmów, które może i rozumiał, zdecydował się na czyn. Pewnego więc dnia przed samym wieczorem zeszedł z klombu na łączkę i położył się cichutko przy samej ścieżce, którą kaczki wydeptały i po której codziennie rano z kurnika szły do strumienia, a wieczorem tędy również do kurnika powracały. Zarówno panna Trukawska, jak i Jagna, potrzebowały tylko zdaleka zawołać: „taś, taś, taś!” a kaczki zaraz, jak która mogła, gramoliły się z wody na brzeg i dalejże pędzić, co im kaczych sił starczyło. Posiadały więc i kaczki pewną ilość zdolności, którą ludzie zowią wnioskowaniem. Cóż dopiero mówić o wilku, zwierzęciu wyższego rzędu?
Buta już w klombie skombinował sobie, że kaczki muszą wracać do domu wieczorem i że będą przechodziły po ścieżce; według tego ułożył plan kampanii i we właściwej porze zaczaił się przy kaczym gościńcu. A było tam ptactwa przeszło sto sztuk; szły sznurkiem, przechylając się na krótkich nóżkach to na prawo, to na lewo, a paplając, jakby salonowe towarzystwo w Warszawie po francusku. Dzikie kaczki zwietrzyły wroga swej krwi w zasadzce, ale inteligencya kaczek domowych zmarniała; pozostało jej tylko tyle, ile potrzeba, aby się utuczyć na pieczeń dla człowieka. Straciły one węch, słuch a po części i wzrok: zmysły ich się stępiły. Przecież za nie panna Turkawska i Jagna patrzyły, słuchały, wietrzyły i myślały. Buta z zadowoleniem przyglądał się sunącemu po ścieżce kordonowi; może on i liczył sztuki, a najprędzej upatrywał najpulchniejszej. Zresztą, przydługi namysł mógł mieć miejsce z tego powodu, że wilk po raz pierwszy miał się dopuścić rozboju na własną rękę. Każdy się namyśla w takich razach. Więc też Buta porwał dopiero jedną z ostatnich kaczek, wyskoczywszy nagle z ukrycia, poczem szybko oddalił się z cennym łupem w gęstą trawę i tam go spożył.
Przelękły się kaczki okrutnie; ostatnie z nich
Strona:PL Wilk, psy i ludzie. W puszczy (Dygasiński).djvu/33
Ta strona została uwierzytelniona.