Strona:PL Wilk, psy i ludzie. W puszczy (Dygasiński).djvu/37

Ta strona została uwierzytelniona.

daku, jeszcze tego brakowało, żebyś szarpał pański majątek? Ja ciebie tu zaraz nauczę!...” Przyczem ujął chłopca za ucho, tak, że ten jęknął zcicha: „boli!” — Ekonom ciągnął dalej: „Od jutra nie masz służby we dworze! Ruszaj precz, gałganie!” — Biedny Bartek nie czuł wcale swojej niewinności, owszem, zdawało mu się, że jest winnym. A gdzieżby on się śmiał tłómaczyć wobec tak wysokiej instancyi?
Chłopiec istotnie wyglądał jak gałgan. Nogi miał czerwone, pokaleczone od kamieni, podrapane od rżyska, pokłute od cierniaków, pełne blizn, rysów, nawet krwi świeżo przyschłej. Głowy jego nie tknął nigdy grzebień, z pod włosów rzadkich widać było strupy; mydło też nie postało na rękach, karku i twarzy opalonej jak węgiel. Chociaż liczył blizko ośmnaście lat życia, wyglądał jednak na dwunastoletniego dzieciaka; był niezmiernie wątły. Nosił na sobie kawałek kitli, której brakowało jednej poły, a z pod której dołem ukazywały się źle przyodziane i chude uda, górą zaś pod dziurawą, jak przetak koszulą, widniały opieczone przez słońce piersi. Głowę ubierał w kapelusz, pozbawiony barwy, oraz formy, z dziurą w środku i obszarpany dokoła. Największą wagę przywiązywał do kozika, to jest nożyka składanego, z żółtym, drewnianym trzonkiem, a zawieszonego na rzemyku u pasa. Bartek miał starą matkę komornicę, która regularnie zabierała całą jego pensyę, nie troszcząc się o przyodziewek syna. Wypędzony ze dworu, wzgardzony, przybył na łono rodziny, ale tu też o mało, że nie odebrał basarunku. — „Wychowałam takiego drągala — wołała, trzęsąc się ze złości komornica — i nigdzie, nicponiu, miejsca zagrzać nie możesz.”
Tymczasem Buta znów spożył kaczkę trzecią, czwartą i byłby zapewne ciągnął dalej korzyści z tego samego źródła, ale Jagna poczęła teraz na seryo myśleć nad całością i bezpieczeństwem stada kaczek. Puściła się ona w łąkę i tutaj poznajdowała porozrzu-