Strona:PL Wilk, psy i ludzie. W puszczy (Dygasiński).djvu/45

Ta strona została uwierzytelniona.

wszystkich czterech nogach, to znów na przednich tylko. Najczęściej znajdowałem go w tej ostatniej postawie, wsłuchującego się przytem, jak i poprzednio, w różne odległe głosy. Ze stodoły dochodził tu gruby, jednostajny głos mazurskiego parobka, liczącego snopy: „jeden dwadzieścia, dwa dwadzieścia, trzy dwadzieścia i t. d.” To znów przejeżdżał koło klombu wóz, ciężko naładowany snopami, który trzeszczał i skrzypiał w różnych swych częściach pod naciskiem ciężaru. Na koniach brzęczały łańcuszki naszyjników i rozmaite żelazne przybory; w powietrzu świsnął niekiedy przeciągle długi bicz fornala, lub rozległ się głos „wio!...” na co konie odpowiadały parskaniem. Gdy znów próżny wóz wyjeżdżał ze stodoły, wtedy brzmiał głośny turkot około klombu, rozlegało się trzaskanie i strzelanie z bata, a czasem, niby akompaniament, słychać było rżenie klaczy, zaniepokojonej po drodze nieobecnością źrebaka, co pozostał w stodole, strojąc figle i psoty na gumnie. Usłyszawszy atoli głos stęsknionej i troskliwej matki, źrebczyk puszczał na wiatr grzywkę, oraz wiotki ogonek i w susach a skokach przelatywał, tętniąc nóżkami, rżąc cieniutkim głosem, niedaleko od ukrytego w gęstwinie Buty. Wtedy wilkowi zmieniała się barwa oczu, które pałały i stawały się lśniące jak szmaragdy; wtedy przywarował do ziemi i czaił się w stronę źrebięcia. Dawały się też niekiedy słyszeć ze stodoły raźne śpiewy dziewek: „dana ino dana! Oj dana, dana, dana!” Czasami znów grzmiał donośny i groźny głos karbownika lub dochodziły śmiechy, wesołe krzyki, gwary. Mniej często przebiegało koło klombu jakie prosię, które przed zmierzchem odbiegło od stada i pomrukując zcicha, pokwikując głośniej, gnało ku stodołom; postawało, popatrzyło, pomruknęło i poszło dalej. Nieraz, ni ztąd, ni zowąd, zjawiało się stado gęsi, wiedzionych zapewne wonią świeżego zboża, które niejednemu zwierzęciu robi ślinkę w ustach. I one szły koło klombu,