Strona:PL Wilk, psy i ludzie. W puszczy (Dygasiński).djvu/46

Ta strona została uwierzytelniona.

konwersując: „gę, gę, gę,” lub głośniej: „tarata-tata,” a niekiedy i posykując między sobą. Te śmiałe gąski należały zapewne do jakiego urzędnika, mającego blizki stosunek ze stodołami.
Jeżeli pod kurnikiem Jagna się zadrzemnęła, a panna Trukawska w swoim pokoiku stawiała kabałę, to i indyki jedna za drugą zabierały się z przed kurnika na małą wędrówkę ku lubej stodole, owemu celowi westchnień i marzeń rozmaitego zwierza. Indyki szły, kwękając, utyskując, biadając jakby na złe losy, niby ziemianin, gdy go nawiedzi nieurodzaj; przed indykami puszył się z wielkim nosem suty indyk, strojąc wielkie fumy, jak bankier między ludźmi, a gotów zawsze przy okazyi do burdy, do impertynencyj i wymyślań od ostatniego.
Miał więc Buta czem napaść swoje ucho, a nawet oko, gdyż przez gęste krzewy umiał on przebić się bystrym i pewnym wzrokiem. Nie mówiąc już o tem, że częstokroć wpadła w krzaki sroka jedna i druga, a widząc wilka, leżącego na ziemi, narobiła hałasu, wrzasku, nawrzeszczała się, naskrzeczała i poleciała dalej. Nie zachowywały się też skromnie i sikory; ale wilk w tych razach pozostawał stoicznie cierpliwym, słuchał, nie dając żadnej oznaki niezadowolenia lub obrazy. Bywało, że i kot, ulubieniec francuskiej guwernantki, wpadał w gęstwinę; lecz ten szedł tak delikatnie w swych jedwabistych pantofelkach, zerkał oczkami tak bystro na wszystkie strony, że zwykle ominął Butę. Tyko pierwszy raz, gdy ujrzał wilka przyczajonego, mienił to być atakiem, wymierzonym ku swej osobie; więc o sześć kroków stanął, grzbiet wygiął w kabłąk, ogon w półkole i fuknął parę razy; ale widząc, iż wilk ciągle leży dosyć obojętny, wdrapał się na najbliższe drzewo i z wysoka przyglądał się bucie.
Upływały znojne czasy żniw w Małowieży, gdy dnia jednego przed ich ukończeniem zaszedł następu-