sztandar; pies ten przechodził wówczas z nogi na nogę, posuwając się powoli bokiem, a z piersi swej wydawał straszne dźwięki, wyrażające jego nieubłagane uczucie nienawiści. Buta był już wilkiem w pełnym rozwoju sił; każde jego szarpnięcie uczuwałem mocno, wiedząc, iż gdyby raz zapragnął koniecznie stoczyć walkę z psami, nie byłbym w możności stawić skutecznego oporu. Łańcuszkiem więc, na którym prowadziłem wilka, owijałem sobie dobrze lewą rękę, a w prawej nosiłem przygotowany na wszelki wypadek żelazny pręt grubości ołówka. Dzięki losowi i taktowi moich zwierząt, nie użyłem jednak nigdy tego strasznego narzędzia kary. Nie jest to żadna pedagogiczna chluba, ale jest to wielka nagroda wychowawcy.
W niewiele godzin po wysłaniu listu, jak to przewidywałem, Wywiałkiewicz przybył do Małowieży. Spostrzegłem go już zdaleka na gościńcu, jechał w tak zwanej biedzie, to jest w wózku o dwóch kołach, do którego zaprzągnięty był dzielny siwek. Wywiałkiewicz był chłopem rosłym, w wieku lat przeszło trzydziestu, urodził się i wychował wśród Nadnarwiańskich borów, bo i ojciec jego był leśniczym. Mój przyjaciel miał bujną czuprynę jasnoblond, prawie że białą i takąż długą hiszpankę, oraz śpiczaste wąsiki, bary szerokie, piersi wypukłe, małe ręce i nogi, uśmiechniętą a zawsze pogodną fizyognomię, której charakter nadawało szerokie czoło i poczciwe niebieskie oczy. Przez cały czas jak go znałem, starał się zawsze o rękę jakiejś panny, ciągle się zakochiwał, odkochiwał i znów się nanowo kochał; tak ciągle bez przerwy. Wiedzy książkowej nie posiadał prawie żadnej, ale pisywał podobno świetne romansowe listy, przytem tańczył wybornie, jako tako grał w preferansa, jeździł konno dobrze, strzelał nieźle, pił uczciwie, mówił dużo i płynnie, choć nie zawsze dbał o należyty związek myśli. Był to więc człowiek pospolity, ale pospolity
Strona:PL Wilk, psy i ludzie. W puszczy (Dygasiński).djvu/54
Ta strona została uwierzytelniona.