podaję tu ten ostatni fakt na wiarę słów pana Izydora, a to z następujących przyczyn: Istotą zagadkową i potrzebującą pieczy macierzyńskiej na Leśniczówce był mały jedenastoletni chłopak, zwany powszechnie Laksender (Aleksander). Niby to Kalasanta była jego matką, ale on, gdy do niej przemawiał, nazywał ją po prostu „Kalasanta“, nie używając tytułów: „matko, matusiu, matulu“. Ona też, kiedy mówiła o nim lub się do niego zwracała, wyrażała się: „Laksender“ i nic więcej. Kalasanta dopiero od dwóch lat znajdowała się w domu Wywiałkiewicza, który, równie jak ja, był szczerze dyskretny na punkcie zbadania rodowodu chłopca. To pewna, iż ta rzeczywista, czy przybrana matka nosiła na sobie ślady znacznych wdzięków, które uwiędły razem z ubiegłą młodością; musiała to być osoba kiedyś nader piękna. Jeżeli okoliczność tego rodzaju może stanowić jaki przyczynek do rozjaśnienia tajemniczej genealogii Laksendra, nie mam nic przeciw temu, ale sam też nic stanowczego nie twierdzę, zwłaszcza, że chłopiec nie zdradzał w rysach najmniejszego podobieństwa do Kalasanty. Ona, chociaż dzisiaj dobrze już siwiała, była kiedyś brunetą i czarnooką, o smagłej, jakby przypalonej nieco cerze; za młodu musiała robić wrażenie ciemno-ponsowej róży. Chłopiec był bladym, pożółkłym blondynem o konopiastych włosach i burych, głęboko zapadłych oczach; na jego drobniutkiej, okrągłej twarzyczce wznosił się zadarty nosek.
Garderoba Laksendra nie odznaczała się bynajmniej skomplikowaniem. Miał na sobie grubą, jakby z tektury uszytą konopną koszulę, a przytem na nogach pantaliony, zastosowane z pana Izydora do jego figury w ten sposób, iż je obcięto po kolana. Ponieważ ta część ubrania była i znacznie szeroka i głęboka, przeto chłopak w spodniach robił wrażenie kąpiącego się w beczce. Kawałek grubego szpagatu reprezentował tu przytem jedyną szelkę, utrzymującą dosyć niedostatecznie równowagę grubych kortowych
Strona:PL Wilk, psy i ludzie. W puszczy (Dygasiński).djvu/61
Ta strona została uwierzytelniona.