Ta strona została uwierzytelniona.
rzyciel, nakarmiony Słowackim i innymi tego rodzaju słowikami...
— Nasłuchałem się już dosyć waszych morałów i mam nadzieję, żeście mnie uznali za nieuleczonego! Bądźcie zdrowi, przyjaciele!
Wszyscy trzej uścisnęli się serdecznie.
— A jeśli kiedy powrócimy, jakże się odnajdziemy? — pytał Kazimierz
— Jak, tego już nie wiem, lecz niezawodnie w puszczy Orłowej Woli — odparł stanowczo Stanisław.
— Więc do widzenia!
Wnet potem Kazimierz i Jan zniknęli gdzieś w polach między zbożami. Stanisław popatrzył przez chwilę za odchodzącymi, westchnął i zapuścił się w bór ciemny, majestatycznie szumiący.