Szybko upłynęło piętnaście lat od owej nocnej rozmowy pod borem. Wszyscy ludzie w Orłowej Woli i w okolicy wiedzieli, iż po puszczy tuła się jakiś niszczyciel zwierzyny, pół-człowiek, pół-czart. Opowiadania o nim wyglądały na mit; albowiem zdawało się, że go nikt nigdy nie widział. Jedni nazywali go kłusownikiem, inni dali mu imię Kostuch, a jeszcze inni zwali go poprostu — On, mrugając tajemniczo oczyma. Opowiadano, że Kostuch jest to chłop barczysty i ogromnie silny. Barwa jego postaci miała odpowiadać ciemnym barwom boru.
Kiedy stanął pod drzewem, trudno go było odróżnić od jakiej krzewiny lub pniaka. Miał też podobno przytem jakąś tajemniczą umiejętność przysiadania, przystawania i zaczajania się tak wytrwałego, iż potrafił wybornie oszukiwać bystre i czujne zmysły zwierząt. Opowiadano, że prawe oko miał na wierzch wysadzone, a dolna część oprawy tego oka była zupełnie odwrócona i krwawo świecąc, opuszczała się ku dołowi. Lewe znów oko miało posiadać barwę siwą, czarną i zielonkowatą. Wszystko to nadawało fizyognomii wyraz nadzwyczaj szpetny. Chytrość lisa, dzikość wilka, drapieżność jastrzębia