ostrożnie posunie się na gałęzi, szukając głębszego cienia. A w górnych piętrach konarów, pod baldachimem miękkich wieńców, sypiących się gęsto z odrodzonego na wiosnę świerku, zatrzepotała skrzydłami para ze snu ockniętych turkawek; przelatują z gałęzi na gałąź, migają białe pióra ich ogonów, a one głosem się wabią, nawołując: „krrrru, krrrru!“ I wszędy słychać tęskne odgłosy przyzwania. Niedziw, bo pogody nocne bywają tu tak straszne, iż wczora jeszcze szczęśliwi narzeczeni lub nowożeńcy nazajutrz o świcie gorzko opłakiwać muszą rozłąkę. A i dzień nie każdemu też przychyla niebo szczęścia.
Ale jakiż to dziwny głos zabrzmiał? Co za osobliwsza kantata kniei? Niby świśnięcie rozległo się po boru. Może to bóstwo lasów wdzięczy się na powitanie młodego słońca? Cyt!... Coś jakby dudni, słychać: „Czczcz-jo!“ I zaraz potem: „Rrrrtuu-ruu-urrr!... Rrrrutuu-tuu-urrr!“ To cietrzew, przepyszny ptak, wygrywa i odprawia swoje miłosne tany! Cietrzew, wspaniała ozdoba lasów. Czarny, na szyi i głowie lśni się świetnością, nad oczyma nosi brwi purpurowe, w skrzydła ma wprawioną jakby przepaskę białą, a jego rozpięty wachlarz ogona obwiedziony jest w samym środku rąbkiem śnieżnej białości. Przypadł do ziemi, otulił ją skrzydłami, rozpostarł ogon, wyciągnął szyję; lubieżnie zmruża niekiedy oczy pełne jakiegoś płomiennego niepokoju, kręci się a zwija i przyśpiewuje sobie pieśń na poły miłosną, na poły wojenną.
Wtem niespodziewanie wypadł zdradziecki strzał, cietrzew podskoczył, wzniósł się nieco na skrzydłach i padł na ziemię, po której dopiero co pląsał; teraz trzepnął skrzydłem, drgnął szyją, grzebnął kilka razy nogami. Rozlana krew ptaka poczęła broczyć po młodej, zielonej trawie.
Z głębi krzewiny wysunął się pies na krótkich
Strona:PL Wilk, psy i ludzie. W puszczy (Dygasiński).djvu/81
Ta strona została uwierzytelniona.