trupa zakopywać, lub w bagno rzucać, bo pogrzebu dopełnią wilki, lisy i kruki. To też Kukułka rzadko kiedy sam puszczał się nocą do boru; częstokroć, chociaż strzał posłyszał, chociaż był pewnym, że to grzmi strzelba kłusownika, nie kwapił się jednak zbytecznie i pomimo całej zawziętości, puszczał płazem rabusia. Dopiero w parę godzin, albo i nazajutrz, dobrawszy sobie nieraz drugiego strzelca do pomocy, sprawdzał krew przelaną, przekonywał się z rozmaitych znaków, jaki mianowicie gatunek zwierza padł ofiarą.
Zresztą nikt lepiej od Marka Kukułki nie pojmował, że takiego gracza jak Kostuch bardzo trudno jest dojść, gdy się zaszył w knieję. Z nim i obława niewieleby pomogła. Bo kłusownik widocznie miał wyborny wiatr i słuch nadzwyczajny, a przytem tak rozumiał całe położenie, tak dobrze wiedział, gdzie w danej chwili mogą być ludzie, a gdzie zwierzęta, iż podobno tylko z jednymi złodziejami miał parę razy niespodziewane spotkanie w nocy.
Hersztem bandy złodziejów, ukrywających się w puszczy, był Sobek Guzik, człowiek, który już żadną miarą nie mógł być za mit poczytywany. Ten zuchwały rabuś niejednokrotnie dostawał się w ręce sprawiedliwości, ale żadne łańcuchy nie zdołały go skuć tak mocno, aby się z nich wyzwolić nie umiał. Był on straszną plagą okolicy w kilkomilowym promieniu. Każda noc stanowiła dla niego dobrą sposobność wyłamywania zamków, rabowania, a w razie potrzeby, popełnienia nawet morderstwa. Rzecz dziwna, Guzik chodził nieraz do karczem poblizkich, do miasteczka na jarmarki, kumał się z różnymi chłopami i nie stroniono tak dalece od niego, podczas gdy tajemniczą mgłą mitu przyodzianego Kastucha uważano na równi z dyabłem. Sam Guzik miał gdzieś komuś opowiadać, że z powodu kłusownika nigdy nie może należycie utaić skradzionych rzeczy, że Kostuch już niejednokrotnie zniweczył złodziejskie pla-
Strona:PL Wilk, psy i ludzie. W puszczy (Dygasiński).djvu/87
Ta strona została uwierzytelniona.