Strona:PL Wilk, psy i ludzie. W puszczy (Dygasiński).djvu/92

Ta strona została uwierzytelniona.

i pies stał się cichy, tylko całą skórą drżał niespokojnie.
Pod las podjechał człowiek na białym koniu, mającym pysk obwinięty jakimś łachmanem, widocznie, aby nie rżał głośno, kopyta konia również obwiązano szmatami, zapewne dlatego, ażeby nie odciskały po drodze i nie pozostawiły za sobą śladów, czy może w tym celu, aby się nie zdradzać odgłosem. Przybyły uwiązał konia do drzewa i nasłuchiwał. Wnet zatętniało znów głucho i pojawił się inny jeździec; pędził na wspaniałym rumaku, który się niespokojnie rzucał na prawo i na lewo, a podobnie jak koń biały miał też łeb skrępowany i szmaty na nogach. Złodzieje skradli w Orłowej Woli wierzchowce Tyni: Atalantę i Pyrola.
— Gdzie jest żyd? — spytał Guzik, który pierwszy przybył na białej klaczy.
— Wnet przyjdzie z hańtej strony poprzez łąki — szeptał Majcher, ukazując ręką kierunek; potem zaś dodał: — Żeby ino w Żabicach nie capnęli Garłacza i Kijanki.
— Gadaj-ta zdrów — rzekł Guzik. — Musiałby się z harmatą zasadzić taki, coby Garłacza chciał przycapić!... Opóźnią conieco, bo im kto może barłoży
— Pst!... Już jadą! — powiedział Majcher, natężając wzrok i słuch.
Jakoż na dwóch szpakowatych mierzynkach przybyli nareszcie oczekiwani złodzieje; w milczeniu zeskoczyli z koni i wiązali przy drzewie swoje wierzchowce.
— Dobre pieniąchy będą za te szkapy! Cnotliwości bydlęta!... Rwą truchta aż miło — mówił pocichu Kijanka, podchodząc do Guzika.
— Jankiel weźmie to wszystko na swoją porękę — odparł herszt. — Przesiachruje kaj niebądź na jarmarkach, ino mu je musiewa czemprędzej dostawić za rzekę...