Strona:PL Wilk, psy i ludzie. W puszczy (Dygasiński).djvu/94

Ta strona została uwierzytelniona.

na sośnie za brodę obwiesił! — groził herszt złodziejski.
— Siła że wy, Sebastyanie, myślicie za one konie zapłacą? Czy ja wiem, za co sprzedam? — usprawiedliwiał się Jankiel.
— Jak nie wypadnie po czterdzieści rubli do podziału na czterech, to mi się na oczy nie pokazuj; ino się dobrze schowaj, bo ja umiem szukać! — rzekł Guzik ze stanowczością.
— Oj, oj! Co to za gadanie? Taki mądry człowiek, a Bóg wie, co mówi... A dla mnie co będzie? A droga, a..
— No, no, nie wydziwiaj, nie mądruj!... Za takie koniki letko zgolić można ze trzysta rubelków, choćby się je w strachu sprzedawało — przerwał żydowi Guzik.
— Nie bałamućcie — rzecze Garłacz. — W drogę, bo już wielgi czas i cno! Wypić tę krzynę gorzałki, co we flaszce ostała, i dalej marsz!
To powiedziawszy, zbliżył się do butelki, która stała na ziemi u stóp Guzika, opartego o drzewo; butelka połyskiwała w świetle księżyca. Właśnie gdy się Garłacz pochylił, pomiędzy konarami poblizkiego dębu huknął strzał podobny do gromu i straszliwem echem rozsypał się po głuchym boru.
— Oj, oj, oj! — zawył żałośnie Garłacz, upuszczając na ziemię co tylko podjętą butelkę.
W tejże samej chwili i Sobek Guzik skurczył się jakoś i zgiął ku ziemi, a chociaż głosu nie wydał z siebie, znać było po jego trzepotaniu rękoma, iż dostał postrzał.
Pozostali trzej złodzieje skamienieli z przerażenia. Pierwszy Kijanka rzucił się do Garłacza, niosąc mu pomoc i usiłował go doprowadzić do koni. Również Jankiel i Majcher porwali znów Guzika i spiesznie poczęli z nim w las uchodzić.
Aliści niebawem rozległ się za nimi strzał dru-