w las za tym czerwonym śladem; Jaśmin nieustannie ją poprzedzał i zdradzał wielką ochotę do poszukiwania. Krew połyskiwała wśród rosy na zielonej trawie, na mchach.
— Być może, iż w nocy raniona sarna, lub inne jakie zwierzę przebiegło tędy — pomyślała Tynia, a choć skradzione wierzchowce niepokoiły jej umysł, jednakże puściła się w gąszcz za krwawym tropem. Jaśmin gnał naprzód, kiedy niekiedy odwracał głowę i mądrym wzrokiem spoglądał ku swej pani.
Przybyli nareszcie w nieprzebytą gęstwinę, poprzez którą prawie niepodobieństwem było przedzierać się na koniu. Tutaj Jaśmin grubym głosem począł zaciekle szczekać i w las popędził. Tynia zwróciła się w tę stronę i zobaczyła uciekającego człowieka, którego pies doganiał. Daremnie panna Strojomirska przywoływała Jaśmina, mniemając, iż uciekający jest zwykłym leśnym złodziejem; pies dopędził chłopa i rzucił się nań z wściekłością. Drżący z przestrachu Kijanka — on to był bowiem — upadł na ziemię, podczas gdy Jaśmin szarpał go natarczywie. Tynia, ażeby bronić napadniętego, musiała zsiąść z konia i pozostawić go pod drzewem, kiedy się zaś zbliżyła do miejsca walki, chłop wzniósł ku niej błagalne spojrzenie, nie mogąc słowa wyrzec, tak był wylękły. Dziewczyna zauważyła natychmiast, że ręce, twarz i cała odzież chłopa były zakrwawione; jak błyskawica przeszła jej przez głowę myśl, że człowiek ten mógł być kłusownikiem Kostuchem, o którym tyle razy słyszała od strzelca Marka Kukułki. „Niósł pewnie zabitą zwierzynę i ukrył ją gdzieś w krzakach“ — pomyślała, wstrzymując Jaśmina, zrywającego się nieustannie do chłopa. Napróżno atoli usiłowała wydobyć słowo z ust wybladłego chłopa i drżącego Kijanki. Tynia przyzwała wreszcie psa i poczęła się przedzierać do swego wierzchowca; jednakże zaledwie uszła kilkanaście kro-
Strona:PL Wilk, psy i ludzie. W puszczy (Dygasiński).djvu/97
Ta strona została uwierzytelniona.