Strona:PL Wincenty Korab Brzozowski - Dusza mówiąca.djvu/15

Ta strona została przepisana.
I.

Szedłem, mając za sobą fantazye Zachodów
Z złotych żółwi na morzu, z chmur ognistych ptaków,
Przez kraje niedotknięte nigdy tchnieniem lodów,
Woniejące zapachem gorejących krzaków!

Tajemniczych gwiazd światła, z wyżyny lazuru,
Niby płatkami lilii chłodziły mi lica,
A noc, wielka olbrzymka z czarnego marmuru,
Niosła przede inną cichą latarnię księżyca.

Nieznanych drzew olbrzymich zrywałem owoce,
Które mają smak buntu i słodycz ust żeńskich,
I z wód szumiących piłem bohaterskie moce,
I oto byłem gotów do wypraw zwycięskich.

Na szczerozłotych strunach, o których się nie śni
Śpiewakom ziemi, słońcu, w siłaczów pokorze,
Wielkie śpiewałem hymny, a mej głośnej pieśni
Olbrzymio harmonijnie wtórowało morze!