Strona:PL Wincenty Rapacki - Hanza.djvu/102

Ta strona została przepisana.

przestawać z nieokrzesanymi, ciemnymi ludźmi i wraz z nimi miotać obelgami na nas, na Niemców, którzyśmy panami świata?
— Ci ludzie są połączeni ze mną węzłami krwi. Ciągnie mnie ku nim nieprzeparta siła przyrodzenia. Dlaczegóż mam ją tłumić w sobie? Ja tak dawno byłem pozbawiony widoku matki, ja nie znałem nigdy ojca mego. Ja kocham mój język, którym do mnie w dzieciństwie mówiono. I dlaczegóż, dlaczegóż, pytam was, ma mi być to odjęte? Wszak każdy, choćby najnędzniejszy człowiek, kochać coś musi! Ja kocham to wszystko i kochać będę, choćby mnie to życie kosztować miało!
Olderman patrzał w twarz chłopca opromienioną zapałem i doznał nie bardzo miłych wrażeń, zwłaszcza kiedy ten mówił o związkach krwi. Podniósł się prędko z krzesła i ujął Rudolfa za rękę, jakgdyby go chciał przekonać, że i między nimi zachodzą podobne związki; ale przekonawszy się z boleścią, że tych związków młodzieniec nie odczuwa bynajmniej, padł na krzesło i pogrążył się w niemej zadumie.
Dlaczegóż mu nie powiedział, czem jest dla niego?
Czemu zamknął przed nim swoje uczucia, które mu tak żywo w sercu tętniły? Czemu się pozbawił tej rozkoszy?
Hanza pod karą śmierci zakazała swoim członkom wchodzić w związki małżeńskie z córkami tubylców, ale nie wzbroniła pokątnych związków, a dzieci nieprawe nie miały żadnego znaczenia, nie brano ich wcale w rachubę.
Świat średniowieczny płodził takich istot bez liku. Od najwyższych do najniższych sfer roiło się od bękartów, skazanych na żywot najopłakańszy, bo okrutne ustawy nie troszczyły się o nich wcale. Czuć dla takich coś więcej