Strona:PL Wincenty Rapacki - Hanza.djvu/104

Ta strona została przepisana.

a przekształciwszy go na swój sposób, zostawili nam w puściźnie.
„Braćmi ślubnymi“ byli Folchard i Otbert.
Obydwóch wydała jedna ziemia, i jedno miasto nadreńskie — Kolonia; byli podobni do siebie, jak jednej matki dzieci: razem się uczyli, razem przybyli do Polski. Ukochali się wzajemnie — dlaczegóż nie mogli się połączyć bruderschaftem?
Wielka jednak różnica charakterów dzieliła tych dwóch ludzi, i stąd naturalnie większa siła przyciągania ich spoiła.
Folchard był otwartą naturą, łatwo zapalną. Uczucia u niego wylewały się niepowstrzymanie, ale i szybko słabły.
Otbert, zaś był wyrachowanym i skrytym, z umysłem przewidującym a przytem zabobonnym. Folchard gotów był dla przyjaciela do największego poświęcenia: Otbert, gdyby miał się poświęcić, musiał wprzód zważyć i obrachować. — Folchard nie miał przed przyjacielem ładnych tajemnic, życie swoje czyste mógł odsłonić i pokazać w zwierciadle; Otbert krył się z niem starannie a przyjaciela zbywał krótko: Po co ci o tem wiedzieć? — To też Folchard nie badał i nie nalegał, bo miał przekonanie, że przyjaciel wszystko, co robi, robi dobrze i po Bogu.
A „po Bogu“ było dla niego kardynalnym warunkiem. Nabożny więcej, niż inni jego współtowarzysze, dochodził nieraz Folchard do szału, biczując plecy, susząc i poszcząc, bez ustanku zajęty praktykami religijnemi, których ówczesny ustrój dostarczał obficie tak, że mu te praktyki blizno połowę życia zajmowały. Modlił się nieraz gorąco za swojego grubego Otberta, jak go