Strona:PL Wincenty Rapacki - Hanza.djvu/106

Ta strona została przepisana.

wę za pomocą różnych szkiełek odurzyć i pociągnąć — bodajby do przepaści.
Zamiar fałszowania monety to ulubione marzenie kuternogi. Szukał on tylko wspólnika i taki wspólnik się znalazł, a znalazł się właśnie taki, który przewyższał jego oczekiwania: któżby mógł, któżby śmiał podejrzywać — Otberta!
Gdy go wciągnął, począł grać na strunach jego brudnych chuci swobodnie i już nie uczciwy Folchard, ale on kierował jego sumieniem; aby zaś uśpić czujność nabożnego i szlachetnego towarzysza, wysilali się obydwaj na pochwały i uwielbienia dla dobrodusznego nadreńczyka, rozpływali się nad każdem jego słowem i czynem i niemal już kanonizowali go za życia.
Jeżeli jakiś niesumienny postępek oburzył Folcharda, wówczas kuternoga czołgał się przed nim na kolanach. bił się w piersi i wołał:
— O święty! o niepokalany człowieku! kiedyż my biedni, ślepi, ułomni godni będziemy rozwiązać rzemyk u twojego obuwia!
Rozbudzali próżność w poczciwym, lecz niedaleko widzącym młodzieńcu.
Folchlard płakał, bił się w piersi, ubolewał, lecz wreszcie patrzał przez szpary i przystawał na wszystko.
Postanowili wreszcie związać go ślubem uroczystym braterstwa, a potem wyznać mu prawdę i przystąpić z nim do spółki.
Mistyczne owe śluby nakładały na obu warunki niełatwe do spełnienia.
Trzeba było brać połowę winy na siebie za brata. Gdy hańba jednego dotknęła, drugi mimowoli podlegał hańbie. Krzywda była wspólna. Za śmierć brata mścić się trzeba do końca życia a nawet jeszcze przekazywać