Strona:PL Wincenty Rapacki - Hanza.djvu/107

Ta strona została przepisana.

zemstę synom lub braciom i siostrom. Bronić brata przed całym światem był to obowiązek najsurowiej i najświęciej zalecony.
Prócz tego Folchard był lubiony i ceniony przez całą służbę Hanzy.
Jak widzimy, przewidujący kuternoga ukuł sobie. z tych dwóch ludzi niby tarczę, niby wał obronny przeciw pociskom, gdyby kiedy nań spaść miały.
Tymczasem za fałszywe talary gromadził złoto, które składał w kryjówce swojej piwnicy.
Postanowione było, że gdy uzbierają spory majątek, wówczas wszyscy trzej puszczą się z greckimi kupcy do Carogrodu a dalej okrętem do Wenecyi.
Już to los złodziei w dawnych wiekach nie był godzien zazdrości, to nie dzisiejsi aferzyści, kantorowicze, wytrychiści i wszelkiego rodzaju złoczyńcy, których zdobycz da się zrealizować w paru świstkach papieru i których para zanosi na drugą półkulę świata.
Dawni złoczyńcy nie mogli zamienić swojego łupu na papiery, ale najwyżej na złoto i klejnoty. Obładowanemu złotem trudno było uciekać — a i ucieczka ograniczała się do niewielkiego skrawka ziemi. Prawda, że policya prawie nie istniała, ale przecie prędzej czy później złodzieja odszukano, bo się zdradzić musiał. Nielada więc umiejętnego lawirowania trzeba było użyć, aby zawinąć do bezpiecznej przystani.
Obrzęd braterskich ślubowin odbył się z całą pompą.
W przeddzień uroczystości dwaj bracia ślubni spowiadali się, nazajutrz wysłuchali uroczystej wotywy i komunikowali, a ojciec Dietrich, wikary i kaznodzieja u Panny Maryi, wygłosił naukę o miłości braterskiej i ku wielkiemu zbudowaniu słuchaczów, podnosił do zenitu dwóch dzielnych mężów, klejnot Hanzy niemieckiej, a na-