Strona:PL Wincenty Rapacki - Hanza.djvu/119

Ta strona została przepisana.

i nie mam do was nig4y. A na cześć waszą i uwielbienie nie zasłużyłam.
— O, nie mówcie tego, piękna Agatu. W czyjejże duszy nie obudzilibyście żądzy kochania was nad życie! wy nie chcecie tylko widzieć, o ile obraz wasz zachwyca każdego, kto tylko spojrzy na ciebie.
I tu posunął się, aby ją ująć za rękę.
Kobieta odtrąciła go gwałtownym ruchem.
— Co to jest? skąd wam przyszło prawić mi takie rzeczy1! Wstyd wam je mówić a mnie ich słuchać. Oddalcie się!
— Słuchaj, niewiasto nadobna, aniele czy: szatanie. Oczarowałaś mnie, urzekłaś. Jestem w stanie rzucić ci pod nogi bogactwo większe, niż to, którem cię darzy twój kochanek. Zapomnij o nim. On nie wart miłości twojej. Ty będziesz władczynią mojej duszy i moich skarbów, którymi cię otoczę. Jam bogaty, bardzo bogaty, a wkrótce...
Przypadł jej do nóg i czołgał się W miarę, jak kobieta się odsuwała.
— Słuchaj! nie będę żądał wiele. Wiem ja... nie jestem taki piękny, jak on... ale czyż w mężczyźnie tylko piękność się ceni? Ja cię tak kocham... tak pożądam!... Pozwól mi dotknąć twojej szaty... ogień gorączki mnie pali!...
Z tej zasuszonej mumii wybuchnął płomień żądzy w kształcie szmermeli i rakiet. Nie potrafił ich ująć w karby, nie umiał przemawiać do kobiety językiem miłości. On ją chciał brać, jak towar, płacić i posiadać.
Agata, przestraszona zrazu tym wybuchem, odzyskała wkrótce moc duszy, zmierzyła go wzrokiem pogardy i odtrąciła od siebie.
— Precz, nędzny gadzie! I tyś śmiał wznieść swój