Strona:PL Wincenty Rapacki - Hanza.djvu/120

Ta strona została przepisana.

wzrok aż do mnie! Czym już taką, aby ten nędznik mną poniewierał? Precz! wiem, żeś mu wrogiem i kopiesz doły pod nim, ale zanim go dotleniasz, sam się zagrzebiesz pod gruzami. Precz! bo zawołam służbę i czeladź z dołu i wobec nich spoliczkuję cię!
Detmold stał w niemym zachwycie i pożerał ją oczyma.
— Jaka piękna, jaka piekielnie piękna! — mówił, jakgdyby nie słysząc tych obelg, które mu wyrzuciła kobieta. — Tak, wierzę!... dla takiej możnaby duszę dyabłu sprzedać. Ja jednakże jej nie sprzedam. Apage satanas! Ale ilu to grzesznych ludzi na pokuszenie ona wiedzie! Dlatego... trzeba ją zniszczyć!
I w jednej chwili ten człowiek, dopiero co kipiący żądzą, stał się zimnym, szyderczym, okrutnym.
— Chciałem cię kupić, alebyś mnie za drogo kosztowała. Są na świecie rzeczy smaczniejsze. Jest władza, która ma możność... deptać...
I, nie oglądając się na kobietę, wyszedł zwolna, poważny, zimny, uśmiechnięty.




XVIII.
Uczta u Wierzynka.


Przed zamkniętym kościołem Panny Maryi klęczy pokutnik w włosiennicy, trzymając zapaloną gromnicę i bijąc się bezustannie w piersi.
Otoczył go lud ciekawy dookoła, bo to nie często podobne widowisko się przytrafi.
Tym pokutnikiem jest wyklęty Wierzynek. Za chwilę mają mu się otworzyć drzwi świątyni i wrócony bę-