Strona:PL Wincenty Rapacki - Hanza.djvu/121

Ta strona została przepisana.

dzie na łono kościoła, albowiem stało się zadość sprawiedliwości.
Pokutą zmazał winę — a ci, którymi się opiekował, przeszli prawie wszyscy na wiarę chrześcijańską.
Między tłumem mieszczan polskich, krewniaków, przyjaciół i domowników Wierzynka. na których twarzach widać radość z jego powrotu, są tu i Niemcy, którzy zdają się podzielać te uczucia.
Ta różnobarwna fala ludu żywo współczuje przeszłą niedolę kupca, utyskuje nad Jego stratami i domaga się głośno otwarcia drzwi kościoła. Nareszcie uderzono we wszystkie dzwony i drzwi się otwarły.
Na przyjęcie wyklętego czekało u podwoi dwóch kleryków, którzy go prowadzili przed ołtarz.
Fala ludu popłynęła za nimi.
Przed wielkim ołtarzem czekało wyklętego duchowieństwo, aby odebrać odeń przysięgę i zdjąć klątwę.
Gdy się obrzęd dopełnił, powstał Wierzynek, wyprostował zgarbione dotąd plecy i uczuł, jakgdyby mu kto wielki zdjął ciężar. Popatrzał po ludziach pogodnem okiem; nagle się Wzdrygnął — i jakgdyby osłupiał. Zobaczył szyderczą twarz kuternogi a przy nim panią Agatę, błyszczącą pięknością i klejnotami wielkiej wartości, które zdobiły jej szyję.
Kobieta snadź oswoiła się z drogocennym podarkiem Oldermana, bo ubierała się weń dosyć często, ku ogólnemu zdumieniu i zazdrości pań miejskich.
Wierzynek wpatrywał się długo w tę parę, przenosząc wzrok z jednego na drugą.
Twarz kuternogi wciąż się uśmiechała, twarz niewiasty patrzyła ku niemu z współczuciem.
— Tych ludzi pogrążę dziś w rozpaczy — myślał