Strona:PL Wincenty Rapacki - Hanza.djvu/125

Ta strona została przepisana.

— Zdradzono nas! — rzekł Olderman.
— Tak jest, ale kto?
Wierzynek popatrzał bystro w oczy Oldermana.
— Czyś dotrzymał wiernie tajemnicy?
— Nie wiedział nikt; nawet ci ludzie, którzy tu z nami przyszli.
— Nikt? — zapytał dobitniej Wierzynek. — Przypomnij sobie!
— Nikt, powtarzam!
Podczas tej rozmowy, prowadzonej półgłosem, Detmold oglądał starannie trupa. Wtem ujrzał jakiś przedmiot w skostniałej dłoni, wyjął go powoli i schował starannie do torbeczki.




XIX.
Morderca.


Że Wierzynek nie chciał wymienić fałszerzy przed Oldermanem, gotując mu niespodziankę, temu nie można się dziwić. Chciał on odrazu, wprowadzić go w samą czeluść zbrodni i przychwytać zbrodniarzy na gorącym uczynku.
Dosyć już powiedział, gdy zalecił Oldermanowi tajemnicę, nawet przed najbliższymi. Zapomniał tylko, że bywają tak blizcy, jak powietrze, które nas otacza, i że dla niektórych ludzi tajemnica dopiero jest wtedy tajemnicą, gdy ją dzielą z drugą osobą.
Takim człowiekiem był Olderman, a taką dlań osobą była — pani Agata.
Zakochany Niemiec spowiadał się przed nią ze wszystkich trosk, radości i zamiarów.