Strona:PL Wincenty Rapacki - Hanza.djvu/13

Ta strona została przepisana.

zorganizowanym werkstacie, nie wiedząc nic jedno o drugiem.
Zdradzenie bowiem jakiegoś planu, jakiegoś zlecenia, karano śmiercią.
Świeżo przyjęty członek musiał wytrzymać mnóstwo prób, równających się torturom, które gdy przebył, mógł się uważać za szczęśliwego, a Które wdrażały weń postrach wielki i poszanowanie bez granic.
Nie wolno było pytać, badać, — należało tylko spełniać — milcząc.
Przypomina to inny związek, który powstał w półtora wieku potem.
Tymczasem Sowizdrzał z tajemniczym młodzieńcem prowadzili ożywioną i swobodną .rozmowę, bez obawy, aby ich ktoś mógł podsłuchać.
— Toś ty podobny do mnie, bratku — mówił Till, klepiąc Rudolfa po ramieniu — i ja nie wiem, komu zawdzięczam żywot, a jednak błogosławię tego niewiadomego rodzica, bo mi dał pazury, którymi się jakoś drapać umiem. Poczekajże! takie jak my odpadki powinny żyć w zgodzie i przyjaźni. Biorę cię pod moją opiekę.
— Chętnie przystaję.
— O ile mną wicher szamotać nie zacznie, będę przy tobie, gdy mnie porwie i zaniesie gdzieś na drugi koniec świata, będziesz musiał cierpliwie czekać na mój powrót... A gdzież matka?
— Matka w Krakowie oczekuje mnie tęskna; mam również i ojczyma, którego nie lubię i on mnie nawzajem.
— Oho! zaczyna jajko o kwoczce myśleć; już widzę, że z tym ojczymem weźmiemy się w załebki.
— Byłem dzieckiem, kiedy mnie bił, dziś wracam mężem i mam pięści.