Strona:PL Wincenty Rapacki - Hanza.djvu/133

Ta strona została przepisana.

— Prowadźcie Ją, tam, na róg Szewskiej. To żona największego hanzeatyckiego łotra, to żona Justusa Knabego!... Tam! przetrząśniemy cały dom! Coś tam więcej znaleźć się musi.
Żyd płomieniem swojej wymowy rozpalił do czerwoności całą drużynę.
Nikt nie śmiał się odezwać słowem jednem, choć pani Agata wzywała pomocy. Zjawił się wprawdzie Rudolf tuż przy matce i powalił napastnika, ale go pochwycili pachołcy burgrabi lanckorońskiego.
W jednej chwili opanowano dom kuternogi.
Pochwycono go w komnacie pani Agaty, przy szufladzie pełnej kobiecych gratów, — znać wybierał z nich coś dla siebie.
Przebiegły Natan dotarł aż do piwnicy i stamtąd wyniósł łup największy, bo złoto uzbierane i fałszywe stemple hanzeatyckich talarów!
— Patrzcie! patrzcie! — wołał Żyd. — Widzicie, kto fałszuje Hanzie talary? Patrzcie tu! — i wydobył jeden z swojej kalety — to ten sam, wybity na tej modle. Ha, złodzieje! Trzymajcie tego łotra, bo to ptak nieocenionej wartości.
— A toż tu ich całe worki! świeże, nowiutkie!
— Więc Hanza biła fałszywe pieniądze!
— Hanza! Hanza, złodziejska Hanza!
Wyszła wreszcie tajemnica na światło dnia białego, i czego nie mógł dokazać dobroduszny Wierzynek, dokazał mściwy Natan.
Fortuna dziwnie kapryśna.
Skrępowanego kuternogę oddano sądom ławniczym.
Dom zrabowano doszczętnie i zabito deskami, jakby dotknięty zarazą.
Panią Agatę z synem wypuszczono na wolność.