Po przestrachu gwałtownym uczuła ona nagle jakby dawno upragnioną swobodę. Pozbyła się nienawistnego człowieka, ale została bez dachu.
Całą zdobycz rozdzielono między siebie, tylko fałszywe pieniądze i stemple złożono ławnikowi.
Beatus, qui tenet.
Trwoga padła na Hanzę.
Olderman otworzył skryte drzwi w swoim kantorze, i wszedł do wązkiej trójkątnej izby.
Na łóżku spoczywał Chrzan, oświecony skąpo światłem zakratowanego okienka, oparty na ręku i pogrążony w głębokich myślach.
Zerwał się na przybycie Oldermana.
— Źle z nami! — rzekł pan Bonar. — Słyszysz te krzyki? To oni! żądają twojej głowy. Jużeś tu niebezpieczny. Musisz uciekać!
— Gdzież mnie uciekać? — rzekł z rozpaczą. — Jeżelim u was nie pewny, to gdzież pewnym być mogę?
— Udasz się na Spiż, do Koszmarku; tam cię żadna ręka nie dosięgnie. Damy ci listy. Cicho, pod osłoną nocy wyjedziesz z miasta. Na Kleparzu podadzą ci konia i ruszysz w drogę bezpieczny.
— O, czemużem, czemu dał się uwieść głosowi waszej i mojej zemsty! O biedny ja, nieszczęśliwy człowiek!
— Milcz! nie czas tu rozwodzić żale. Stało się, ratować się trzeba.