Strona:PL Wincenty Rapacki - Hanza.djvu/135

Ta strona została przepisana.

— Och, cóż mnie teraz uratować zdoła! Ufałem w waszą potęgę, teraz widzę, że ona krucha i słaba!
— Ona silna i potężna, bo cię okryje swoim płaszczem; ale nie tu, wśród wrogów. Bądź gotowym.
I wielki zwierzchnik Hanzy wyszedł, zostawiając zbrodniarza wyrzutom i rozpaczy.
Zaledwie jednak zdążył zamknąć ukryte drzwi, ukazało się poselstwo, złożone z sześciu szlachty i tyluż pachołków, mające na czele burgrabiego cieszyńskiego zamku.
Donosiło ono Oldermanowi o wykryciu fałszerza kuternogi i domagało się krótkiemi słowy wydania mordercy księcia Przemysława, grożąc wojną.
Reinhold uzbroił się w powagę wielką i odpowiedział sucho:
— Co się tyczy wykrycia fałszerza, jesteśmy wam nieskończenie wdzięczni, zacni panowie, boście nam oszczędzili kłopotu w dalszem śledztwie przestępcy... ale skądże my wiedzieć mamy o zbójcy? Czyżbyście śmieli podejrzywać nas o wspólnictwo w tej zbrodni?... Jakkolwiek wielkie, nieobliczone straty ponieśliśmy od waszego pana, to przecież nie tą drogą żądać nam zadosyćuczynienia. Sprawa odesłana została do wielkiego Sejmu w Lubece, który pewnie nie zaniedba ściągnąć strat naszych na dobrach Oświęcima i Cieszyna.
Powaga, zimna krew i wymowa, argumentująca jasno, krótko i dobitnie, — oddziaływały zawsze w takich razach na wzbudzone umysły. To też i teraz wysłuchano przemowy Oldermana i długo się namyślano, co na nią odpowiedzieć, gdy nagle wystąpił z tłumu Natan.
— Co wasz Sejm w Lubece postanowi, to nas nie obchodzi w tej chwili, my żądamy wydania mordercy,