Strona:PL Wincenty Rapacki - Hanza.djvu/145

Ta strona została przepisana.

w chwili właśnie, gdy dosiadł konia, który miał go zanieść na Węgry, jak mu to Olderman przygotował.
W piątek miano łamać kołem Justusa Knabego, Pater-noster-machera, za fałszowanie monety.
W sobotę zaś miano smażyć w oleju Otberta z Kolonii, Hanzeatę, wspólnika kuternogi.
Co tu... łakoci!
Co to za wspaniała uczta!
Codzień nowa przyjemność.
Nie posiadano się z radości.
Najwięcej obiecywano sobie przyjemności w piątek.
Kuternoga był znaną powszechnie figurą i powszechnie znienawidzoną. Oddawna go uważano jako szpiega Niemców, a nie cierpiano za jego złośliwy język, którym każdemu dopiekł.
To też na piątek całe oczekiwanie, całą ciekawość, wszystkie obietnice przyszłych rozkoszy zachowano.
Ale niestety! jakże zawodnemi bywają nadzieje ludzkie! To wszystko, po nam ma uprzyjemnić życie, za czem wzdychamy i tęsknimy, rozwiewa się, jak mara senna, a zostaje tylko gorycz i rozczarowanie zawodu.
Kuternoga uciekł!
Pomimo najostrzejszego więzienia i straży, czuwającej dniem i nocą, zdołał przekupić stróży i zniknął wraz z nimi z więzienia ratuszowego.
Pozostało dwóch, a właściwie jeden tylko: nieszczęśliwy Czech, którego egzekucya odbyła się z całą powagą w rynku, krakowskim, ku ogólnemu zgorszeniu płci białej, a nawet niezadowoleniu najwybredniejszych smakoszów, — bo gdy rozebranego delikwenta miano sadzać na owego spiżowego rozpalonego do białości ko-