Strona:PL Wincenty Rapacki - Hanza.djvu/151

Ta strona została przepisana.

musieli mieszkać dyabli, a kuternoga niewątpliwie był z nimi w przyjaźni, i temu to zabobonowi winien był dom, że go unikano i starannie i nie kwapiono się doń zajrzeć. Jak przed kilku tygodniami go zamknięto, tak stał dotychczas nietykany.
Folchard jednak postanowił tam wejść. Uczucie zemsty pochłonęło w nim strach przed upiorami, ten strach, którego doznawał wówczas najbardziej światły i wykształcony umysł.
Drżał na całem ciele, gdy odbijał deski, któremi były zabarykadowane drzwi domostwa.
Czuwający gdzieniegdzie sąsiedzi, słysząc hałas w ulicy, wychylali głowy ukradkiem z okna, a widząc jakąś postać, chcącą wejść do domu Pater-noster-machera, brali ją za jakiegoś brata dyabła i czemprędzej czmychali.
Każdy dom był fortecą, a owe kolosalne zaniki współczesne do dziś jeszcze budzą w nas podziw swoją skomplikowaną konstrukcyą i arcydoskonałym wyrobem. Zdawałoby się nawet, że sztuka ślusarska cofnęła się o parę wieków, a nie postąpiła wcale.
Gdy Folchard oderwał wszystkie deski, a było ich trzy, pozostała mu czwarta, która tak lekko była przybita, że sama się oderwała i padła z łoskotem na ulicę. Z poza tej deski ujrzał drzwi domostwa niedomknięte. Człowiek rozważny byłby z tego wysnuł ciekawy wniosek, ale nadreńczyk, jak wspomnieliśmy, drżał ze strachu i ustawicznie czekał, czy mu się nie zjawi za każdą oderwaną deską jakaś postać z rogami.
Pchnął jednak silnie drzwi, które na rozcież się otwarły, wszedł zwolna i oświecił sobie latarką wnętrze sieni.
Sień ta była raczej wązkim korytarzem. Po lewej