Strona:PL Wincenty Rapacki - Hanza.djvu/153

Ta strona została przepisana.

lił się, żeby jeszcze lepiej słyszeć, i teraz dopiero zobaczył, że stoi właśnie na drzwiach.
Drzwi te widocznie prowadziły do lochu.
W lochu jest trzech ludzi, między którymi kuternoga.
Folchard zadrżał na całem ciele, ale już nie z bojaźni, bo teraz nie uląkłby się samego Lucypera, ale z wściekłości strasznej, która nim trzęsła, jak febra.
Pomacał rękoma po sztylecie, co mu wisiał u pasa... Ale to nie dosyć. Jest ich trzech, każdego sprzątnąć trzeba. — Przypomniał sobie, że przy drzwiach zostawił topór pożyczony!od rzeźnika, który z sobą przyniósł do odbijania desek i do obrony. Pobiegł po niego.
Wpaść tam i jędrnym zamachem położyć trupem kuternogę a potem jego dwóch towarzyszy, których poznawał także, — byli to stróże więzienni, co z nim razem uciekli, a którzy mu ułatwili niegdyś widzenie się z kuternogą w więzieniu.
— Są tu, mam ich! Zemsta moja dziś będzie obchodzić swój tryumf.
I powoli zaczął się delektować, widząc już w myśli cały przyszły bankiet.
Obrachowywał, rozważał, jak będzie najdogodniej dokonać dzieła. Potem podziwiał śmiałość i zuchwalstwo kuternogi, że właśnie tam obrał sobie schronienie, gdzieby go nigdy nikt szukać się nie ośmielił. To mu w jego oczach nadało więcej zbrodniczej potęgi i to go zagrzewało do okrucieństwa nad łotrem.
— Trzeba zbadać ten loch — pomyślał i chwycił za drzwi.
Wejście do lochu było murowane a tak wązkie, że tylko jedna osoba i to z trudem iść niem mogła.
— Tu będę ich oczekiwał! — powiedział sobie — ale