Strona:PL Wincenty Rapacki - Hanza.djvu/155

Ta strona została przepisana.

jownik i rozkrzewiciel niemczyzny, wierny sługa Hanzy aż do zaparcia, przekładający jej interesy ponad potrzeby własnego serca, on popadł u niej w niełaskę, postradał zaufanie!
Przed kilkunastu tygodniami, gdy się toczyła sprawa Chrzana, omal głową nie nałożył, — bo Chrzan go obwinił o wspólnictwo i dzięki tylko swej energicznej wymowie, wielkim podarkom, które ofiarował sędziom, a głównie dzięki ogólnej obojętności dla spraw, które z przyszłą wojną żadnego nie miały związku, zdołał ujść śmierci. A wszystko dla tej Hanzy, która go dziś kopnęła nogą, jak niepotrzebny sprzęt, oddając całą władzę w ręce nędznych kreatur jak Detmold.
Na domiar udręczenia zjechała komisya z panów radców z Bremy i jęła nicować wszystkie jego czynności.
Poczęto wglądać w jego sprawy domowe, niemal w najskrytsze komórki, serca.
Obwiniano nawet o wspólnictwo z Pater-noster-macherem.
Dumny Niemiec zgrzytał zębami, gdy musiał kornie schylać głowę przed swoim niegdyś sekretarzem.
Ale taki był przeklęty porządek w Hanzie.
Ze szczytu sławy i dostojeństw strącała ona nieraz wyniosłych a oddawała, władzę w ręce najmniejszych.
Trzeba było nieraz lata całe czekać a wreszcie spełnić jakieś coup d’état, żeby się znów wdrapać na wyżynę, z której cię zepchnięto.
Szpiegostwo stało, na wysokiej stopie.
Każdy prawie z dostojników Hanzy, z akcyonaryuszów wyrażając się po dzisiejszemu, czyli wspólników musiał mieć swego agenta, który mu donosił o wszystkiem.
Miał go i pan Bonar gdzieś tam przy wielkim oł-