Strona:PL Wincenty Rapacki - Hanza.djvu/158

Ta strona została przepisana.

pomogło. Sowizdrzał zyskał tyle, że go porządnie ogrzmocił i wypchnął z gospody:
Rudolf już rzucił hanzeatycki swój urząd i oddał się cały na usługi Wierzynkom, których handel zakwitł na nowo potężnie.
O Hanzie nie myślano i przestano się nią zajmować, tak jak i ona zda się zapomniała.
Wyczekiwano z lobu stron wieści o wojnie... ale wojna jeszcze się była nie zaczęła.
Pewnego dnia młody Rudolf padł do nóg Wawrzyńcowi Wierzynkowi, ucałował jego rękę i prosił o Elżbietę.
Stary udał zrazu obrażonego, potem podniósł chłopca i z dobrocią pogładził go po twarzy.
— Jeszcze czas na to; poczekaj.
Elżbiecie dziewosłębił stryj Mikołaj.
Gdy Rudolf poszedł prosić starego o Elżbietę, stryj stał z nią pode drzwiami i wszedł z dziewczyną właśnie w porę, aby zaprotestować przeciw zwłoce.
— Daj mu ją, bracie! Po co odkładać? Zwiąż to piękne młode kwiecie, niech nie więdną i nie usychają w żałobie.
— A ty, Elżbieto? — spytał ojciec.
— Mnie trapią sny męczące. Widzę ciągle, jak mi go wydzierają jacyś ludzie niedobrzy. Gdy go już będę miała, to, i snów się pozbędę.
Stary ich pobłogosławił i zaprosił na ucztę przyjaciół.
Między zaproszonymi znalazł się Ziemba.
I tu dopiero odbyła się scena pojednania go z córką.
Młoda para klękła przed dziadkiem, objęła jego nogi i rzewnemi łzami poczęła prosić za matką.