Strona:PL Wincenty Rapacki - Hanza.djvu/167

Ta strona została przepisana.

pieczone cielę. — Trzecia była Sknerstwem i stała się rozrzutnikiem. — Czwarta Kalectwem, a przemieniła się w tanecznicę.
Gdy już te plagi wypędzono, zjawia się rój tłustych czerwonych dzieciaków z skrzydełkami i ściele drogę kwieciem państwu młodym z całym weselnym orszakiem.
Te dyalogi i misterya odbywają się i przed ucztą i w czasie uczty i po uczcie. Przeplatana niemi zabawa. To teatr średniowieczny. Wśród rubasznych żartów, wśród wesołości niepohamowanej, kryła się zawsze jakaś moralna sentencya.
Oto już zasiedli za godowym stołem.
Państwo młodzi we środku.
Rudolf ma z jednej strony matkę, tak jak przy pannie młodej siedzi ojciec.
Wszystko wesołe, prócz jednej Agaty.
Ona jedna jakby zabrała z sobą cząstkę tego smutku, co im zagrodził drogę. W uszach jej brzmią złowrogie słowa maszkary: „Żądam tego, o czem nie wiesz, czego się nie spodziewasz, a czego mi dać nie możesz“.
Potem myśli o tym ojcu, który ich tak zapomniał okrutnie. Może nie wie nawet o ślubie syna, chociaż go zawiadomiła.
Stary Ziemba siedzi naprzeciw nich i patrzy w tę młodą parę z lubością, a kiedy okiem rzuci na córkę, tę smutną taką, dreszcz jakgdyby go przechodzi i w sercu coś zakłuje — bo on wie dobrze, skąd ten jej smutek. Ale to rzeczy zapomniane i przepłakane już dawno! Jakie sobie życie zgotowała, takie ma. Wszak przebaczył, przebaczył z głębi duszy... ale wprzód... prze-