Strona:PL Wincenty Rapacki - Hanza.djvu/17

Ta strona została przepisana.

Światło było drogie — taki komin ogrzewał i oświecał.
Przez skąpe okna, w których więcej było ołowiu, aniżeli szyb, dzień daje swoje ostatnie blaski.
Nieopodal ogniska, na niewygodnem krześle, którego poręcze tem się odznaczały, że wyobrażały potworne głowy smoka, spoczywa człowiek już stary i łysy stękając i jęcząc bez ustanku.
Na nizkim taborecie wyciągnął nogi, obute w pilśniowe buty, których śpiczaste końce na ćwierć łokcia długie. Ma na sobie aksamitną szubę, podbitą futrem, z wielkimi otworami miast rękawów; pod spodem fioletowy kaftan.
Twarz tego człowieka czerwona i obrzękła, o krótkim karku. Nic w niej nie wyczytasz prócz fizycznego cierpienia, a fioletowe plamy, mięsiste wargi i worki pod oczyma mówią, że na nie pracował gorliwie.
To Przemysław, książę Cieszyna i Oświęcima, zwany Noszakiem.
Podagra trapi go od lat kilkunastu, tak, że chodzić nie może, ale go noszą w onem książęcem krześle z potworami.
Stąd lud przezwał go tem imioniskiem.
Rządy księstw zdał na dwóch synów.
Cieszynem rządzi Bolesław, starszy; Oświęcimem — Przemysław, młodszy.
Mimo to zgryźliwy starzec wglądać chce w sprawy obudwu synów.
To też jeden, tydzień bawi w Cieszynie, a w Oświęcimie spędza drugi.
Stąd wieczne spory i zacięte nieraz walki się toczą.
Przy chorym po obu stronach krzesła stoi dwóch ludzi.