Strona:PL Wincenty Rapacki - Hanza.djvu/170

Ta strona została przepisana.

Folchard wciąż jeszcze utykał na złamaną nogę, pielęgnowany i zaszczycony wielką łaską pana radcy Detmolda.
Pan Olderman von Bonar pełnił ściśle owe obowiązki, zdwajając energię, aby zatrzeć poprzednie wykroczenia.
Czujne jego oko wglądało we wszystkie sprawy. Kładł się ostatni, pierwszy wstawał, a niekiedy całkiem nie spał. Zdawało się, że mysz przesunąć się nie może, aby jej nie zobaczył, a przecież mimo to wszystko, dokonano w Hanzie czynu, o którym on nie wiedział wcale.
Oto dzisiejszej nocy przywieziono do Sukiennic człowieka z zakneblowanemi ustami, związanego i uwięziono go w lochu.
Człowiek ten był wielkim przestępcą i miał się odbyć nad mim sąd, w którym miał wziąć udział pan Olderman.
Człowiekiem tym był — Rudolf.
Cóż on przewinił?
Będąc Hanzeatą, śmiał poślubić córkę mieszczanina krakowskiego, Wierzynka, i przejść w służbę wrogów Hanzy.
Znaczyło to: zdradę stanu.
Czekała go za to śmierć.
Wiedziano o każdym jego kroku, ale mu nie przeszkadzano wcale, bo chciano Oldermanowi urządzić miłą niespodziankę.
Ale Olderman wiedział o ślubie syna, bo nie wiedzieć o nim nie mógł.
Nie wstrzymał go, nie przeszkodził mu, bo chciał wytrwać w charakterze obojętnego na te sprawy człowieka, a potędze polskiego mieszczaństwa ufał tyle, że go sobie wydrzeć nie dadzą.