Strona:PL Wincenty Rapacki - Hanza.djvu/183

Ta strona została przepisana.

owego Greka z pod Maratonu, co w połowie wyrazu Zwy...cięs...two... oddał Bogu ducha, — obleciał wszystkich listami, krzycząc pa całe gardło po drodze:
— Grunwald! Zwycięstwo! Pobici Niemcy na głowę! Victoria!
Burmistrz, w uroczystem otoczeniu rajców, z heroldem, wychodzi na rynek i czyta list królewski:
„Sławetni i uprzejmie nam mili mieszczanie stołecznego naszego miasta Krakowa! Podobało się Bogu Wszechmocnemu udarować nas wielkiem zwycięstwem pod wsiami Grunwaldem i Tannenbergiem w pruskiej ziemi. Padł wielki mistrz, padł chorąży Konrad. Książęta Kazimierz Oleśnicki i Pomorski w niewoli. Pięćdziesiąt tysięcy ludzi dało gardło. Chwała Najwyższemu Panu na wysokościach! Władysław król“.
Herold grzmi w trąbę — aż tu i drugi i trzeci i czwarty mu się odzywa.
Radość wielka bucha z wszystkich piersi, dzwony, przed chwilą ponuro dźwięczące, teraz rozkołysane radośnie, śpiewają ze spiżowych gardeł hymn zwycięstwa. Puszczyki i nietoperze pochowały się w nory, a trąby wciąż brzmią. Dźwięk ich oczyszcza powietrze nad zatęchłym od zgnilizny niemieckiej miastem.
Od Grodzkiej z Wawelu wyszła procesya. Celebruje je biskup krakowski.
Procesya obchodzi miasto, zabierając w siebie po drodze z każdego kościoła mnichów i księży... i rośnie... rośnie!
Cały Kraków na ulicach.
Ci, co poznali w domach, otworzyli na rozcież okna, a w nich powiewają drogie makaty i chorągwie.
Tymczasem zrozpaczeni rodzice z zwłokami syna