Strona:PL Wincenty Rapacki - Hanza.djvu/184

Ta strona została przepisana.

stanęli przed kościołem św. Florjana, a za niemi i przed niemi grzmi radosna pieśń zwycięstwa.
— Bóg jest sprawiedliwy! Chwała, chwała Mu na wysokościach! Zwycięstwo!
Pan von Bonar podniósł głowę, spojrzał w jasną przestrzeń nieba i wyszeptał wraz z chórem:
— Bóg jest sprawiedliwy! Chwała, chwała Mu na wysokościach!
Któż to bieży w ślubnym stroju z wiankiem na głowie?
To Wierzynkówna, żona Rudolfa. Ona wciąż czekała jeszcze na swojego oblubieńca, bo tajono przed nią jego porwanie. Wreszcie, wywabiona z domu radosną wieścią zwycięstwa, myślała, że się spotka, z nim na której z ulic, aż oto litościwi ludzie pokazali jej tu drogę.
Za nią pośpiesza ojciec, dalej stryj, „wyklęty“, a potem i stary Ziemba.
Wierzynkówna patrzała, suchem okiem na zwłoki męża. W tej młodej twarzy czytać można było nienawiść do świata, który na progu jej życia otworzył grób...
Ona też nie wróci już do niego. Klasztor ją zamknie na wieki.
Pochwyciła ten martwy posąg Agata i tuli go w ramiona.
Na Oldermana patrzą z litością starcy, bo czytają z tej twarzy i z tej postawy, ile przecierpieć musiał.
Nie widać w ich obliczach gniewu i nienawiści.
Bonar postąpił ku nim, pochylił kornie głowę.
— Śmierć mego syna przywiodła mnie do upamiętania i żalu za dawne przewiny. Padam w prochu przed