Strona:PL Wincenty Rapacki - Hanza.djvu/185

Ta strona została przepisana.

wami i proszę o przebaczenie! Nasza pycha nieludzka, niechrześcijańska, kazała mi deptać to, co warte części. Ona zamknęła serce moje dla was i zagłuszyła sumienie. Przyszedł czas, Wierzynku, że się zbudziło w duszy, jakeś przepowiedział. O, czemuż dopiero teraz! Święcicie tryumf dzisiaj. Zdeptaliście hydrę przewrotności i fałszu, a ja, niegdyś jej sługa gorliwy, święcę go z wami i z duszy wołam: Niech przepadnie to wszystko, co wzrosło na ciemięstwie, grabieży i pogardzie uczuć szlachetnych człowieka, a niech żyje ludzkość, co w waszych sercach mieszka! Bóg jest sprawiedliwy!
— Bóg jest sprawiedliwy! — powtórzył Wierzynek wyklęty, podając rękę Bonarowi.
— Bóg jest sprawiedliwy! — rzekł za nim Ziemba. — Kórzmy się przed jego wyrokiem i nie bądźmy odeń surowsi. Spełniło się to, co było zapisane w wyrokach. Przebaczam ci... boś cierpiał!
Bonar rzucił się do nóg Ziemby.
Duch Rudolfa uśmiechnął się ponad nimi.
Miasto szalało z radości długo w noc.
A Hanza?... I ona miała swój dzień wesela. Smażyła w oleju kuternogę, którego wreszcie wyśledził mściwy Folchard, i... zastąpił dawnego kata.

∗             ∗

U mogiły Rudolfa, przy św. Floryanie, widziano potem często dwoje ludzi, modlących się gorąco. Byli to: pan Bonar, kupiec krakowski, i jego żona, Agata. Czasem i stary Ziemba się tam zjawił. Wkrótce jednak go nie stało, bo i on poszedł położyć się przy wnuku, — ale