Strona:PL Wincenty Rapacki - Hanza.djvu/20

Ta strona została przepisana.

— Uległość tamtego a srogość tego na jednej szali zaważy: tamten bierze uległością, ten gwałtem.
— Obadwaj, obadwaj okrutnicy!
Wtem z dolnych komnat dochodzą, wesołe wrzaski i śpiewy.
Tam, przy suto zastawionym stole, siedzi hulaszcza młodzież.
Jest Henryk, książę z Libenu, jest Hinko z Głogowy, jest Bolko ze Świdnicy, są burgrabiowie na Lanckoronie, Berwałcie, Zatorze, a między nimi pan zamku, książę Przemysław, w towarzystwie dwu niewiastek.
To Małgorzata i Krystyna.
Obie już przekwitłe i dobrze podstarzałe.
Małgorzata jest wdową po panu kasztelanie z Zatora, Krystynę wypędził od siebie mąż, pan na Frankensteinie i Ostrowie.
Jest tam jeszcze pani Agata z Karlsbergu, której mąż, wstrętny opilca, kiwa się na wszystkie strony, gotów już pod ławę się stoczyć.
Jest sławna Dorota z Tęczyna, której bracia walczyć muszą z gachami bez ustanku.
Jest wreszcie nadobna Krzysia z Wrocławia.
Wszystkie te panie mają sławę i rej wiodą w ówczesnym półświatku.
Ci wszyscy paladyni i rycerze zdobią się ich wstęgami, noszą przy hełmach ich rękawiczki, podwiązki etc.
Dawna piękna galanterya, którą się zdobiły średnie wieki, zeszła... ot do takich.
Małgorzata chwyta za szyję Przemysława i lubieżnymi pocałunkami go darzy. On jej się odwzajemnia a obok tego płaci za nie gotówką, bo zdejmuje z szyi drogocenny łańcuch i wiesza go na jej obnażonych ramio-