Strona:PL Wincenty Rapacki - Hanza.djvu/21

Ta strona została przepisana.

nach. Wczoraj go zdarł z pana von Wolzogen i posłał jego duszę do raju.
Uradowana podarunkiem kobieta szepcze mu długo coś do ucha. Nie słowa to podzięki, bo książę zamyślił się ponuro.
Czyżby jej tego za mało?
Krystyna z Frankensteinu niecierpliwie uderza puharem drzemiącego Henryka.
Agata wsparła się na ramieniu rosłego Hinka z Głogowy, patrząc mu lubieżnie w oczy.
Rycerz klnie się jej i poprzysięga dozgonną wierność, lecz ona żąda dowodu namacalnego, jaki przed chwilą otrzymała pani Małgorzata.
Damy były bardzo interesowne w owych czasach.
Rycerz się kurczy, wreszcie zdejmuje pierścień z palca i kładzie go na paluszek swojej bogini.
Bogini popatrzała, potem podeszła ku Natanowi, podskarbiemu książęcemu, aby ocenił wartość klejnotu.
Przemysław jest to młody, ale już przedwcześnie wyniszczony rozpustnik; długie blond włosy spadają mu na ramiona.
W rysach tych już niema śladu piastowskiej energii, jest tylko gorączka jakaś pijacka, żądna użycia i rozboju.
Zrazu się nachmurzył na słowa Małgorzaty, potem się zerwał, uderzył pięścią w stół, tak, że powywracał szklanice, i krzyknął:
— Słuchajcie! Hanza! Hanza obładowana towarami wlecze się jutro przez lasy oświęcimskie. Hejże na Hanzę!
— Na Hanzę! — zakrzyczały wszystkie usta i podniosły się wszystkie pięści.