Strona:PL Wincenty Rapacki - Hanza.djvu/24

Ta strona została przepisana.

To owa gałąź, odpadła od pnia starego, co tyle potęgi zlał na Polskę.
Oni otwierają pierwsi ten długi korowód rodzin, co konał w uściskach germanizmu.
Zapomnieli już dawno ojczystego języka.
Obyczajem, duchem, wiarą — to Niemcy.
Tak jak ich przybrani bracia, to raubritterzy.
Ich zamki to gniazda rozbójnicze.
To najwięksi wrogowie tej korony, od której odpadli.
W nieprzyjaciół szeregu stawali zawsze pierwsi.
Rwali kawałami, jak sępy, łono matki.
Ile zdrad, ile przeniewierstw spełnili przeciw tej ojczyźnie, z której łona wyszli!
Gdy nie mogli się związać z Niemcem, wiązali się z Czechem.
To też usuwała się im z pod nóg macierzysta ziemia, tak, że jej im w końcu na grób zabrakło...
Do dziś dnia w podaniach ludu plączą się o nich wspomnienia dreszcz budzące.




III.
Nieprzewidziany figiel.


Gdy buchfirer odczytał pergamin, przyczepiony do strzały, zapanowało milczenie.
Ober-furman powiódł wzrokiem po gromadce ludzi, co się zebrała trwożnie przy czerwonym odblasku pochodni, potem stanął na wozie i spojrzał wokoło siebie.
Nie dostrzegł nic prócz czarnej nocy, którą powię-