Strona:PL Wincenty Rapacki - Hanza.djvu/27

Ta strona została przepisana.

zanosimy uroczysty protest w imieniu całego związku i domagamy się sprawiedliwości u wszystkich naiszych protektorów i opiekunów, począwszy od najjaśniejszego cesarza Niemiec i króla...
Wymawiając te słowa, zdjął czapkę, gdy celny strzał wytrącił mu ją z ręki i nie pozwolił kończyć przerwanej mowy.
Niemiec cofnął się przerażony.
— Pozwólcie nam wyjechać spokojnie z towarem. Dla rękojmi waszych pretensyi wybierzcie z między nas zakładników. Związek się o nich upomni.
Wtedy błysnęła w gęstwinie jakgdyby wielka łuna pożaru. Zapalono kilkanaście pochodni i wtenczas Hanzeaci ujrzeli całe dostojne grono, posuwające się ku nim z powagą...
Na czele szedł książę Przemysław.
— Wszyscyście niewolnikami mymi i to, co wieziecie, należy do mnie. Kłaść im łańcuchy i otwierać wozy.
Zaroiło się od pachołków, knechtów i wszelkiego żołdactwa, a każdy z nich miał dyby, sznury, łańcuchy.
Zgrzytano zębami i przeklinano po cichu, ale ręce kładziono w okowy.
Sowizdrzał, lubo figura neutralna, wyprosił sobie, aby go związano wraz z Rudolfem.
— Takich dwóch głupców, jak wy, wystarczy przecie za jednego mądrego ober-furmana. Dobrze, dobrze. Jużem był zasnął z nudów w tej utrapionej podróży, gdyście mnie rozbawili. Uśmiałem się, jak w mięsopust. Pójdź, towarzyszu głupstwa, pokłonim się tym pięknym damom.
— Niech żyją odważne niewiasty, co umieją wypróżniać mieszki ot takim niedołęgom! Kuku! kuku!