Strona:PL Wincenty Rapacki - Hanza.djvu/32

Ta strona została przepisana.

że się jej zbrojnie napadać nie pokusi, bo — jak słusznie powiedział Przemysław — stary dotrzymuje Niemcom słowa, gdyż podagra nie puszcza go ze stołka.
Miała więc rękojmię. Prócz tego Czech Chrzan, będący na jej żołdzie, obowiązany był czuwać nad jej bezpieczeństwem.
Ale któż, tam obliczy uderzenia pulsu krwi kipiącej, zwłaszcza gdy w niej rozniecą pożar takie iskry, jak oczy nadobnej pani Małgorzaty!
W jej igło wie powstał napad na Hanzę i ona to spiorunowała wszystkie głowy niby uderzeniem elektrycznej iskry.
Nie wiedziała, jaką sobie gotuje dolę.
W Sukiennicach tymczasem gwarno, ludno i rojno.
Patrzcie się, czego tu nie dostanie?
Oto buty i daktyle, pancerze i harfy, oliwa i pergamin, śledzie i cylnamon, zwierciadła i wino.
Patrzcie tu: całe ubrania wiszą gotowe dla mężczyzn, kobiet i dzieci według ostatniej mody — bo moda już dawno tyranizuje ludzi.
Mieszczanie i szlachta uginają karku pod jej władzą.
Stroją się, bo to taniej i ładniej i szykowniej.
Kraków się roi od tej pstrocizny i zdaje mu się, że jest Wiedniem, Norymbergą, Kolonią, Paryżem.
Tak było przed pięciuset niespełna laty; dzisiaj inaczej.
Krawcy i szewcy i kuśnierze i czapnicy przeklinają i grożą i pomstują.
Hanza się śmieje i sprzedaje.
Oto wyroby ze srebra i ze złota, maszkary różnego kształtu, peruki. Wysokie czepce kobiece, włosien-