W rynku, na rogu Szewskiej ulicy, uderzał wszystkich przechodniów ciekawy szyld.
Na wystającej, długiej sztabie żelaznej, o parę łokci od ściany domu, przytwierdzona była wyrzeźbiona do pasa postać mnicha, który: iw ręku trzymał różaniec o gałkach wielkości kurzego jaja i po pewnym przeciągu czasu, tyle właśnie, ile trwa Zdrowaś Marya, wypuszczał z rąk gałeczkę, aby pochwycić drugą, potem trzecią i tak dalej, kiwając przytem nieustannie głową i ruszając wargami.
Dawało to! złudzenie, że mnich mówi różaniec.
Na ścianie zaś domu, ponad głową, figury, wypisano wielkiemi literami gockiemi:
Przed tym mnichem, od świtu aż do zmierzchu, stało zawsze grono gawiedzi, podziwiając żarliwość jego — a nie było wypadku, żeby choć jeden z. tych ciekawych nie wstąpił do sklepu i nie kupił sobie różańca.
Razi nas i niecierpliwi dzisiejsza reklama, która się rzuca wszędzie w oczy z natręctwem, nie do zniesienia, — praktykowały ją wieki średnie z lepszym daleko skutkiem.
Na owe godła i szyldy wysilał się cały dowcip ówczesny.
Pisano wiersze, aforyzmy, modlitwy, nawet obiecywano wyrobienie odpustów, byle ściągnąć kupujących.
Szyldy te i godła bywały dumą rzemieślnika, a trze-